Niekiedy ma się dziwne pomysły, dziś miałem taki i ja. Zaplanowałem odwiedzić Park Narodowy w Carlsberg (jaskinie), wyjeżdżając z El Paso. Była tylko jedna mała trudność: odległość. W jedną stronę około 170 mil, i to przez góry. A zasięg całkowity to ok. 260 mil. Bez jakiejkolwiek możliwości ładowania ani na miejscu (co za pech! Specjalnie nawet dzwoniliśmy, nie udostępnią gniazdka..), ani po drodze. Czyli klapa? Skądże.
Pojechaliśmy trochę inaczej. Najpierw do Van Horn (ok. 130 mil), gdzie zjedliśmy obiad (smaczne prawdziwie meksykańskie lunch burrito), a auto naładowało się w tym czasie do 95%, czyli 245 mil. Z Van Horn do jaskiń w Carlsbad jest ok. 110 mil, stamtąd do El Paso ok. 170 mil, czyli brakowałoby ok. 35 mil (ok. 56 km). Przeskoczyć trudno, nie mówiąc o różnych niezaplanowanych objazdach/dojazdach itp. Do tego teren miejscami mocno górzysty, wymagający.
Zdecydowałem się jechać więc konsekwentnie 50mph, czyli 80km/h. Niby wolno, ale autopilot, piękne widoki na bekres Teksasu i Nowego Meksyku. Pogoda oczywiście piękna, ok. 18-24C, jechało się cudownie. Po dojeździe okazało się, że mam jeszcze ok. 60% baterii, czyli powinno wystarczyć na powrót; zawsze mogłem wrócić przez Van Horn, ale nie lubię jeździć tą samą drogą:)
Powrót więc również 50mph, z kolacją po drodze (pyszne tacos, burrito i torta ze sznyclem z wołowiny), i po przybyciu do El Paso zostały jeszcze 22mile (czyli 35km). Bezstresowo!
W sumie przejechałem od ładowania w Van Horn 281mil, zużywając ok. 86% baterii. Czyli 452km. Po części w górach, i to wysokich. Przebicie „magicznej” granicy 500km jest nawet przy takiej, wymagającej jeździe jak najbardziej możliwe; moje średnie zużycie wyniosło rewelacyjne 13,6kWh/100km!
Apropos, zaczynając ładowanie od owych 35km, początkowa moc ładowania wynosiła 128kW (choć szybko spadła na ok. 114kW, co widać na zdjęciu poniżej-jeśli ktoś zdziwi się, dlaczego na zdjęciu ostatnie 62km przejechałem w aż 53minuty: odwiozłem najpierw rodzinę do hotelu, dopiero stamtąd na Supercharger, zajęło trochę).
Szkoda, że w Parku Narodowym nie dało się ładować, bo uczyniło by to drogę jeszcze bardziej prostą – i pomogło elektrykom o mniejszych zasięgach; będąc gdzieś kilka godzin można uzupełnić baterię o kilkaset kilometrów.. Mam nadzieję, że kiedyś to się zmieni – są już przy niektórych Parkach Narodowych wall connectory tesli, również BMW zasponsorowało 100 naściennych ładowarek (m.in. w Death Valley). Coż, wystarczyłoby pewnie też i zwykłe gniazdko, ale nawet i tego nie było:(
elegancko.
ja poczekam ze 2-3 lata na podróż rodzinną po tej części, sam już przejechałem co nieco, ale warto wrócić lub odwiedzić nowe 🙂
a propos ładowania – są wieści na temat nowych SuC w PL?
Bardzo tutaj ładnie, naprawdę, polecam! Co do pytania: z daleka ciężej mi niestety odpowiedzieć, nie mam informacji (będąc tu muszę koncentrować się na pracy…)